Jedno z moich najwcześniejszych wpomnień – mroźna zima, zaspy większe ode mnie, Rabka, do której jako dziecko znad morza jeździłam dla zmiany klimatu, i lodowisko w parku zdrojowym, na którym spędzałam długie godziny, To było w czasach, gdy chciałam zostać drugą Katariną Witt, choć nawet nie wiem, czy już o niej słyszałam. No, w kazdym razie na lodowisku w kółko grali piosenkę „Gigi l’amoroso”. Nie miałam pojęcia, o czym opowiada, ani kto ją śpiewa, ale jej dźwięk unoszący się nad Rabką cieszył mnie niezmiennie, bo zwiastował rychłe śmiganie po lodzie. Dużo później dowiedziałam się, kim była Dalida i że to wlaśnie ona towarzyszyła mi w parku w Rabce.
Historia Dalidy jest daleko bardziej interesująca od moich dziecięcych zabaw. Swoją drogą ciekawe, jak wyglądało jej dzieciństwo. Zwykłe, czy niezwykłe? Szczęśliwe czy nie…

         Dalida naprawdę nazywała się Yolanda Christina Gigliotti i choć jej nazwisko brzmiało z włoska, to nie przyszła na świat ani w Mediolanie, ani w Parmie, ani w jakimkolwiek innym włoskim mieście. Urodziła się 17 stycznia 1933 roku w Kairze. Jej dziadkowie wyemigrowali  z Włoch do Egiptu na przełomie XIX i XX wieku. Dalida i jej dwaj bracia, Orlando i Bruno, wyrastali w bardzo artystycznej atmosferze – ich ojcie był skrzypkiem w kairskiej operze. Przyszła wokalistka początkowo myślała o aktorstwie. Była uczennicą katolickiego liceum w kairskiej dzielnicy Shubra i uczesnitczyła w zajęciach teatralnych w lokalnym klubie.

         Dalida była piękna. Od początku. Choć jako dziecko miała problemy z oczami i nosiła okulary, które przyprawiły ją o spore kompleksy na temat własnego wyglądu. Dlatego pewnego dnia wyrzuciła okulary za okno i postanowiła, że więcej po nie nie sięgnie. Kiedy miała 19 lat, została Miss Egiptu. Rodzina chciała, by Dalida (bo tak się już nazwała) została w domu, ale ona marzyła już o Paryżu. Marzenie spełnilo sie w Boże Narodzenie 1954 roku. Wtedy wyjechała do Francji. Ale jak w porządnej bajce o Kopciuszku, na początku nie było jej łatwo. Nikt jej nie znał, a klimat Paryża nie przypominał kairskiego. Ale wiadomo – mobilizacja, praca, samozaparcie, determinacja… Po kilku miesiącach dostała pracę w jednym z paryskich kabaretów jako piosenkarkach. A potem usłyszal ją Bruno Cocuatrix, ktory właśnie tworzył swoją Olimpię i prowadził program radiowy. Dalida zaśpiewała w radiu u Cocuatrixa i tak to się zaczęło.
        Już drugi nagrany przez nia singiel – „Bambino” – przyniósł jej rozgłos w całej Europie. Niebawem pokrył się złotem z 300 tysiącami sprzedanych egzplarzy.      
        Po europejskich sukcesach pojechała do Ameryki, ale nie tournee nie przyniosło spodziewanych efektów. Na sukces w Ameryce musiała czekać kolejne dwie dekady, kiedy to jej show w nowojorskiej Carnegie Hall okrzyknięto wydarzeniem, a finałowy „Lambeth Walk” wywołał aplauz i standing ovation publiczności
Za to w krajach arabskich uwielbiano ją od początku. Kiedy pod koniec lat 60. pojechala do rodzinnego Kairu, przyjęto ją po królewsku, a prasa pisała o „głosie stulecia”.
       Kiedy Dalida wróciła do Francji po sukcesach w Nowym Jorku, przygotowała prawdziwie broadwayowski show w Paryżu. Autorem choreografii był tancerz odpowiedzialny za choreografię do filmu „Gorączka sobotniej nocy” (tak, ten z Johnem Travoltą w białym garniturze). Był śpiew, taniec i dużo cekinów. Sukces byl ogromny, choć przyćmiła go afera z prezydentem Mitterandem, który Dalidę bardzo popierwał.
        Największe sukcesy artystka odnosiła w latach 70. W latach 80. stala się jedną z najważniejszych osobistości show-businessu. Ale sukces artystyczny nie szedł w parze ze szczęśliwym życiem prywatnym. Żaden z jej związków nie przetrwał, żaden nie spełnił jej oczekiwań. Już w latach 60. Dalida często odwiedzała Indie, by medytować i szukać ucieczki od świata. Depresja odchodziła i wracała. To zapewne w chwili zalamania wzięła do ręki długopis i zapisała: „Przepraszam, ale życie stało się nie do zniesienia”. A potem popełniła samobójstwo,

3 komentarze

  1. Przeczytałem. I zastygłem…
    Nie jestem muzykologiem. Muzykę odbieram praktycznie. Imię Dalidy nie bylo mi obce ale nie znałem szczegułów. I dlatego jak grom z jasnego nieba było dla mnie zakończenie opisu życiorysu Dalidy.
    Szkoda, wielka szkoda że się jej życie tak potoczyło. Dziękuję za otwarcie oczu.

  2. Przeczytałem. I zastygłem…
    Nie jestem muzykologiem. Muzykę odbieram praktycznie. Imię Dalidy nie bylo mi obce ale nie znałem szczegułów. I dlatego jak grom z jasnego nieba było dla mnie zakończenie opisu życiorysu Dalidy.
    Szkoda, wielka szkoda że się jej życie tak potoczyło. Dziękuję za otwarcie oczu.

  3. Sławam bogactwo, talent… nic nie gwarantuje szczęścia. Pozdrawiam!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *