Cybulski: Jestem z Gdańska

      Jest taka scena w filmie „Do widzenia, do jutra” Janusza Morgensterna, gdy bohaterowie – Margueritte i Jacek – spotykają się na dziedzińcu sopockiej galerii BWA. Nie ma już galerii, charakterystycznego budynku, który stał przy wejściu na molo, nie ma Teresy Tuszyńskiej, którą reżyser znalazł na balu w warszawskim liceum, nie ma wreszcie Zbigniewa Cybulskiego, który nie tylko zagrał w filmie główną rolę, ale był też autorem nowelki, na podstawie której powstał scenariusz (napisał go sam Cybulski do spółki z Bogumiłem Kobielą i Wilhelmem Machem). 8 stycznia minęła 49 rocznica śmierci aktora, przedwczesnej, tragicznej, który, jak w filmie „Pociąg”, próbował wskoczyć do odjeżdżajacego z Wrocławia wagonu. 

       Cybulski to Maciek Chełmicki. To Staszek z komedii „Giuseppe w Warszawie”. To podróżujący przez pełne duchów góry Sierra Morena Alfons van Worden z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Ale to w „Do widzenia, do jutra” zagrał samego siebie, choć, jak twierdził, był do tej roli trochę za stary. Mariola Pryzwan w książce poświęconej Cybulskiemu zamieściła ankietę tygodnika „Film”, którą Cybulski wypełnił, choć nie odesłał. Jako najpiękniejsze miasto wskazał w niej Sopot.
        Po premierze „Popiołu i diamentu” powiedział: „Jestem z Gdańska. Jestem sercem i duszą związany z tym środowiskiem. A to jest środowisko niezmiernie ambitne, bogate w inicjatywę”. Jednak w Gdańsku się nie urodził. Przyszedł na świat w Kniażach nad rzeką Czeremosz. Szkołę średnią skończył w Dzierżoniowie, a studia w Krakowie. Do Gdańska przyjechał dopiero w 1953 roku razem z grupą absolwentów krakowskiej PWST. Debiutował w tym samym roku w Teatrze Wybrzeże. A rok później razem z Bogumiłem Kobielą, Jerzym Afanasjewem, Jackiem Fedorowiczem i Wowo Bielickim stworzył jedno z najciekawszych zjawisk kultury tamtych lat na Wybrzeżu – Teatrzyk Bim Bom. 
       W Bim Bomie wymyślał, inscenizował i reżyserował. Mówił: „Bim Bom był wszystkim. I matką, i bratem, i naszym nauczycielem. Był naszym chlebem”. Teatr był niezwykłym zjawiskiem na skalę ogólnopolską, wpisywał się w atmosferę popaździernikowej odwilży niczym manifest młodego pokolenia, które miało swoją wrażliwość, słuchało jazzu i tworzyło świat pełen wyrafinowanego humoru niesionego przez artystów, którzy wierzyli w misję „uwesołozabawienia”. Lata spędzone na Wybrzeżu Zbigniew Cybulski uważał za najlepsze w swoim życiu. To w Sopocie wziął ślub z Elżbietą Chwalibóg. Po uroczystości weselnicy udali się do Chmielna za Kartuzami, gdzie w restauracji Józefinka przez trzy dni bawiła się setka gości. Grała cygańska kapela, a weselnicy pływali kajakami i kąpali się w jeziorze, które rozciągało się zaledwie kilkadziesiąt metrów od Józefinki. Ślub odbył się latem 1960 roku, jesienią Cybulski przeniósł się do Warszawy, gdzie został aktorem Teatru Ateneum.
      Film „Do widzenia, do jutra” pozostał niczym dokument tamtych czasów i tamtego Gdańska. Muzyką zilustrował go Krzysztof Komeda, który zaledwie dwa lata wcześniej napisał muzykę do etiudy filmowej studenta łódzkiej Filmówki, Romana Polańskiego, zatytułowanej „Dwaj ludzie z szafą”, w której bohaterowie wyłaniają się z morza z tytułową szafą, a potem taszczą ją ulicami Gdańska i Sopotu. W tym krótkim filmie nie zabrakło zresztą i sceny przed sopocką galerią BWA, w której dwa lata później spotkali się Jacek i Margueritte.

2 komentarze

  1. Przeczytaam jednym tchem. Chcialabym byc czescia tamtego swiata.

  2. Niewinni czarodzieje. Choć wokół był PRL.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *