Happy Birthday, Harrison!

      Historia filmowej sagi „Gwiezdne wojny” to dziś znakomity przypadek do studiów nad tym, jak kino zmieniało się ze sztuki w towar. Od pierwszej części, moim zdaniem najlepszej, nie do pokonania przez żadne efekty specjalne kolejnych dekad, poprzez następne filmy, do figurek, gadżetów, książek, kostiumów, zjazdów i zlotów fanów, „Gwiezdne wojny” przeszły drogę od kinowego hitu do rozbuchanego na światową skalę zjawiska kulturowego. Zjawiska, które w dodatku jest zrozumiałe w różnych miejscach świata, co z kolei stanowi przyczynek do globalizowania się pop kultury. Zatem „Gwiezdne wojny” wykraczają daleko poza salę kinową i mogą być przedmiotem bardzo ciekawych i wielowymiarowych badań socjologicznych.

      Pozostawiam jednak ten temat, tylko zwracając na nań uwagę, by skłonić do refleksji, gdy po raz kolejny na ekranie telewizora pojawi się twarz księżniczki Amidali, a z głośników popłynie ciężki oddech Lorda Vadera. Jednak nie o zjawiskach popkulturowych z „Gwiezdnymi wojnami” w roli głównej chcę pisać, a o postaciach, które stały u podstaw sukcesu filmu George’a Lucasa. Aktorzy spotkali się ostatnio.

      Kiedy Lucas kręcił pierwszą część, w filmie najważniejsze były historia i charyzmatyczni bohaterowie. Ekipa do efektów specjalnych budowała miniatury Gwiazdy Śmierci, Sokoła Millenium składano z tektury, a poduszkowiec, którym po planecie Tattoine poruszał się Luke Skywalker, był zwykłym pojazdem na kołach z lustrami zamocowanymi tak, by odbijały piasek, co sprawiało wrażenie unoszenia sie nad ziemią. Jednak efektem była prawdziwa magia. Magia, którą zapamiętałam na całe życie.

      Carrie Fisher, która zagrała księżniczkę Leię, miała zaledwie 19 lat. Hollywood było jej naturalnym środowiskiem, bo matką Carrie Fisher była sama Debbie Reynolds, cudowna, śliczna Kathy z „Deszczowej piosenki”. Choć Carrie Fisher przedstawiano w tamtych czasach jako wspaniałą następczynię swojej matki, ona sama mowiła później w wielu wywiadach, że potrafiła być na planie tak naszprycowana narkotykami, że dziś nic nie pamięta. Leczono ją długo z uzależnienia i dopiero po latach okazało się, że cierpi na chorobę dwubiegunową. Jak często w przypadku tej choroby bywa, aktorka jest bardzo inteligentna, błyskotliwa i w dodatku ma duże poczucie humoru, które pozwala jej śmiać się z samej siebie. To sprawiło, że od kariery aktorskiej przeszła do kariery pisarskiej. Dostała Los Angeles Pen Award za debiut książkowy. O sobie i swojej relacji z matką napisała słynne „Pocztówki znad krawędzi”, słynne także z powodu filmu, który powstał. Zagrały w nim Meryl Streep i Shirley McLaine, obydwie rewelacyjne.
      Bohaterem, który stał w centrum „Gwiezdnych wojen”, był Luke Skywalker. Mark Hamill był młodym, złotowłosym Kalifornijczykiem i wydawało się, że rola w trylogii będzie dla niego trampoliną do wielkiej kariery. Ale coś poszło nie tak i Mark Hamill wylądował w drugorzędnych produkcjach. Grał na Broadway’u, zajął sie też dubbingiem.

     Zupełnie inaczej potoczyły się losy trzeciego z Wielkiej Trójki bohaterów pierwszych trzech odcinków sagi. Harrison Ford wydawał się najmniej „przyszłościowy”, a to właśnie on zrobił karierę brawurową i godną pozazdroszczenia. Do jego osobistej legendy przeszła historia o tym, że do czasu „Gwiezdnych wojen”, choć miał podpisany kontrakt aktorski, na utrzymanie rodziny zarabiał stolarką. Podobno do dziś bardzo lubi wszelkie prace stolarskie. Jednak na życie zarabia graniem, a jego nazwisko gwarantuje filmowi sukces i pełną kasę. To właśnie on dostał nagrodę dla najbardziej dochodowego aktora w Hollywood.

      Harrison Ford zagrał w „Gwiezdnych wojnach” podejrzanego typa Hana Solo. Teraz będzie okazja, by dowiedzieć się, co działo się z Hanem Solo zanim poznał Luke’a Skywalkera w barze, do którego Luke trafił z Obi-Wan Kenobim. Na 25 maja 2018 roku zaplanowana jest premiera kolejnej części sagi, a jej bohaterem będzie właśnie Han Solo. Wytwórnia Disneya, która w 2012 roku przejęła studio LucasFilm, zapowiadała od razu, że powstaną filmy poświęcone poszczególnym bohaterom. Han Solo będzie pierwszy. Nie wiadomo jeszcze, kto go zagra. Bo Harrison Ford nie wcieli się raczej w postać, która rozpoczęła jego wielką karierę. Grał już Indianę Jones’a pod obstrzałem krytyków, którzy krzyczęli, że jest do roli za stary. Ale on wciąż dobrze się trzyma, choć dziś kończy 73 lata.
       W sobotę na Comic Con, największej imprezie dla fanów fantastyki, Harrison Ford, Carrie Fisher i Mark Hamill pojawili się znowu razem. Promowali najnowszą część „Gwiezdnych wojen”, która wejdzie do kin w grudniu. Ford pojawił się publicznie po raz pierwszy od wypadku, kiedy rozbił się pilotując awionetkę. „Czuję się dobrze – powiedział. – W końcu sam tutaj przyszedłem”.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *