Obejrzałam… Rojst’97

     To obok Kruka najgorętsza premiera serialowa tego tygodnia, a może i całego sezonu. Rojst 97, czyli drugi sezon serialu w reżyserii Jana Holoubka, tym razem zrealizowany dla Netflixa (pierwszy sezon  przygotowano dla platformy Showmax). Byłam fanką pierwszej części, choć nie podobało mi się zbyt szybkie i zbyt łatwe zakończenie. Jednak serial miał mocne atuty – dwóch dobrych bohaterów, znakomicie kreowanych przez Andrzeja Seweryna i Dawida Ogrodnika, świetnie pokazane realia Polski AD 1984 oraz historię, która łączyła współczesność z tym, co wydarzyło się przed laty, czyli wpisywała ją w pewien kontekst, a to lubię najbardziej. W drugiej części jest podobnie. Powracają stare demony, choć wyobrażam sobie, że grozę wypływających wraz z falą powodziową szkieletów można było wykorzystać w bardziej mroczny sposób. Ważna jest jednak historia, która się z tym wiąże, a ta przynosi odpowiedzi na pytania postawione jeszcze w serii pierwszej.

    Na ekranie ponownie pojawiają się Andrzej Seweryn i Dawid Ogrodnik, choć nie są już tak jednoznacznie pierwszoplanowi jak w serii pierwszej. Tym razem bowiem na pierwszym planie są postaci, w które wcielają się Magdalena Różdżka i Łukasz Simlat, obydwoje tak bardzo nieprzystający do figury zblazowanego policjanta – pijaka, jak to tylko możliwe. Serialowy Mika to z pozoru fajtłapa, który za lodówkę daje się wplątać w ustawianie śledztwa. To małomiasteczkowy urzędnik, któremu daleko do determinacji Franza Maurera (mamy lata 90-te) czy przenikliwości porucznika Columbo. W pewnym momencie dostajemy nawet potwierdzenie, że jest tym wszystkim, o co go podejrzewaliśmy. Jednak okazuje się, że Mika potrafi zaskoczyć, że budzi się w nim policjant dokładnie taki, jakiego chcieliśmy w nim zobaczyć. Podobnych wątpliwości nie mamy wobec Jass, policjantki, w którą wcieliła się Magdalena Różdżka. Mocna, bezkompromisowa, ale nie szarżująca bohaterka, którą w dodatku stygmatyzują pochodzenie i orientacja seksualna. Magdalena Różdżka w wywiadach podkreśla, że musiała wiele pracy włożyć w to, by swoją bohaterkę odkryć i zrozumieć. Zagrała  z dystansem i bardzo przekonująco, tworząc postać policjantki, jakiej jeszcze w Polsce nie było. 

    W pierwszej serii znakomicie brzmiała ścieżka dźwiękowa. W serii drugiej piosenki także stają się ważnym elementem. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego w klubie, do którego często przychodzą bohaterowie, brzmią piosenki Kapitana Nemo, grupy Vox czy Ryszarda Rynkowskiego. Bananowy song dostał nagrodę na festiwalu w Sopocie w 1980 roku, Wypijmy za błędy to rok 1989, a Kapitan Nemo to pierwsza połowa lat 80. Nawet Obywatel GC, którego Tak! Tak! czy Nie pytaj o Polskę ciągle brzmią rewelacyjnie, to rok 1988. W roku 1997 popularne były znakomite polskie wokalistki (w serialu pojawią się rzeczywiście nagrania Kayah i Oko za oko Justyny Steczkowskiej), Elektryczne gitary czy Mafia. Czy chodziło o nostalgię za minionym systemem? 


źr. wyborcza.pl

One Comment

  1. Nie skomentuję, nie oglądam seriali. Jakoś nie lubię od czasu gdy stawałam się ich więźniem. W domu był tylko telewizor, bez możliwości nagrania. Najgorzej było gdy serial był nadawany gdy trzeba było gdzieś wyjechać.
    Ale Twoją recenzję przeczytałam z zainteresowaniem.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *