Zawodowym pisarzem został w 1981 roku. Wcześniej prowadził klub jazzowy w Tokio. Kiedy powieścią „Słuchaj pieśni wiatru” wygrał konkurs literacki, postanowił porzucić jazz i nocne życie metropolii, Gdy zorientował się, że praca przy komputerze dodała mu dobrych parę kilo nadwagi, a każdego dnia wypala około sześćdziesięciu papierosów, przeprowadził się na wieś i postanowił radykalnie zmienić tryb życia. Zaczął biegać, rzucił palenie i wprowadził żelazną rutynę. Kiedy pisze, wstaje o czwartej rano, potem pracuje pięć-sześć godzin. Biega i pływa po południu. Idzie spać o dwudziestej pierwszej. Planu trzyma się z żelazną konsekwencją.
„Siła fizyczna jest równie ważna co wrażliwość artystyczna” – twierdzi. Dlatego z równą konsekwencją dba o umysł i ciało.
Biega w maratonach. Ma na swoim sportowym koncie supermaraton na wyspie Hokkaido, w którym przebiegł sto kilometrów. Kilkakrotnie przebiegł maratony w Bostonie i w Nowym Jorku. Co więcej, uważa, że pisanie i bieganie są do siebie bardzo podobne. W równym stopniu wymagają koncentracji, cierpliwości i otwartego umysłu. O swojej filozofii biegania napisał w książce „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”.
Nie jest zbyt towarzyski. Do biegania nie potrzebuje towarzystwa, pisanie też jest zajęciem samotniczym. Jak mówi, postanowił, że najważniejszą relacją w jego życiu będzie relacja z czytelnikami. „Moi czytelnicy zaakceptują taki styl życia, jaki wybiorę, jeśli tylko każda kolejna książka będzie lepsza od poprzedniej”.
Rzadko udziela wywiadów. Nie pokazuje się w telewizji. A jednak stał się globalnym zjawiskiem współczesnej literatury. Dla jednych mistrz, dla innych grafoman. On sam twierdzi, że nie potrzebuje zawodowych krytyków, pisze bowiem nie dla ich aprobaty, a dla zadowolenia czytelników.
