„Połowa lutego, a jakby wiosna za rogiem” – rozpromienił się Wilczyński. Prędko przejrzał gazety, wciąż żegnano w nich zmarłego Piusa XI, w Gdańsku napadano na Polaków, a Zakopanem trwały zawody FIS. Dłuższy czas przygladał się się zdjęciom narciarzy. „Będziemy czarno-biali – olśniło go, gdy przypomniał sobie własne fotografie z zeszłorocznej wycieczki. – Dla potomnych będziemy czarno-biali”. Omiótł wzrokiem salę: kremowe lub zielonkawe garsonki pań (…), brązowe lub granatowe garnitury panów, dalej twarze: jedne zaczerwienione, inne blade. Wreszcie kolorowe galaretki ciast za szkłem, mieniące się zielono butelki za barem, miedzianostalowy blask maszyny do kawy. Czarno-biali byli tu jedynie kelnerzy. „Cóż, i po naszych odcieniach nie zostanie więcej”.
Dwudziestolecie międzywojenne. Miłosny trójkąt, przemyt, szpiegostwo, a w tle powstająca i rozwijająca się Gdynia, cud II Rzeczpospolitej, miasto z marzeń, wyśnione nie tylko przez ówczesne władze, ale przez tysiące ludzi, którzy zjechali z całego kraju, by ją zbudować. Nie zdajemy sobie dziś sprawy z tego, czym była budowa Gdyni. W ciągu kilku lat powstało miasto i port, mimo trudności, jakie pojawiały się po drodze, w miejscu kaszubskiej wioski wyrosło nowoczesne, jak je wówczas nazywano „białe miasto”, bo fasady domów lśniły bielą. Miasto zwrócone w stronę morza, co widać nawet w gdyńskiej architekturze – gdyński modernizm pełen jest odwołań do architektury okrętów.
Ulica 10 lutego, jedna z najbardziej reprezentacyjnych w Gdyni. Wytyczona już w 1908 r., by połączyć dworzec kolejowy z dawnym domem kuracyjnym. Nazwa upamiętnia dzień symbolicznych zaślubin Polski z morzem w 1920 r.
Gdynia jest w książce Michała Piedziewicza bardzo ważna. Bohaterowie pojawiają się w kawiarni Fangrata i w Cafe Bałtyk, mieszkają w reprezentacyjnych kamienicach, które budowano przy Świętojańskiej i 10 lutego, ale i w Budapeszcie, dzielnicy biedoty za torami, gdzie napływający z całej Polski robotnicy zbijali sobie domy z desek i wszystkiego, co było pod ręką. Miasto portowe to także ciemne interesy i tych nie mogło w powieści zabraknąć. Jest w książce także i gdyński port, jest Dworzec Morski i rejs polskim transatlantykiem.
Dworzec Morski oddano 8 grudnia 1933 r. Był wówczas bazą pasażerskiej floty transatlantyckiej G-A-L. Przy nabrzeżu MS Piłsudski, bliźniaczy statek MS Batory.
Michał Piedziewicz pochodzi z Gdyni, choć dziś mieszka na drugim końcu Polski. Odtworzył przedwojenną Gdynię w sposób bardzo obrazowy i dokładny. Jego bohaterowie poruszają się w tamtej rzeczywistości, która nie jest tylko dekoracją, ale realistycznym światem, pełnym szczegołów, które pozwalają czytelnikowi odtworzyć w wyobraźni tamten świat.
„Dżoker” to debiut autora. Książka napisana wartko, choć trzeba poświęcić chwilę by wejść w historię. Ale tak zwykle jest w przypadku opowieści, które dzieją się w innym czasie, a przez to i w innej przestrzeni. Chociaż może wydawać się, że Gdynia to przestrzeń znana, to jednak w 1929 lub 1939 roku miasto nie było takie, jak dziś.
Bardzo mi się ta książka spodobała. Cieszę się, że na nią trafiłam, a teraz będę czekać na kontynuację, bo Michał Piedziewicz zdradza, że już pisze drugą część. Cieszę się tym bardziej, że „Dżoker” kończy się wraz z wybuchem wojny, jestem więc bardzo ciekawa jego wizji Gdyni w czasie drugiej wojny światowej.
Budowa portu w Gdyni. 1928 rok.



