Julia Cameron w Drodze artysty radzi, by wyrobić sobie nawyk pisania porannych stron. Idea jest taka, by zaraz po przebudzeniu sięgnąć po papier i długopis, a potem zapisać trzy strony w formie strumienia świadomości. Bez zatrzymywania, bez zastanawiania się, czy przecinek postawiliśmy we właściwym miejscu. Próbowaliście? Ja próbowałam i może jest to znakomity sposób na pobudzenie kreatywności, ale problem tkwi w tym, że a) moja kreatywność budzi się później ode mnie, w ogóle ja budzę się później niż moje ciało, albo może odwrotnie, mniejsza z tym, b) moje koty już nie śpią i ich kreatywność pracuje pełną parą, zwłaszcza w kwestii wyrzucania mnie z łóżka i jak najszybszego przeganiania do kuchni w celu zapełnienia ich misek. Zatem poranne strony odpadają.
W ogóle jeśli chodzi o poranne rytuały (te podobno trzeba mieć, żeby życie było szczęśliwsze/łatwiejsze/bardziej produktywne) to odpada wszystko poza zrzucaniem telefonu przez kota wprost na moją głowę, wyrywaniem z łóżka do kuchni i napełnianiem misek na czas. Potem to już improwizacja.
Postanowiłam się jednak przyjrzeć, jak wyglądają pisarskie poranki i czy to prawda, co mówią spece od produktywności i kreatywności – że najlepiej pisać wcześnie rano.
Haruki Murakami wstaje o czwartej rano i pisze pięć do sześciu godzin. Kurt Vonnegut wstawał o piątej trzydzieści, pracował do ósmej, potem jadł śniadanie i wracał do pisania. Ernest Hemingway pisał od wschodu słońca, gdy nikt mu nie przeszkadzał. Zaczynał od przeczytania tego, co napisał poprzedniego dnia, dodatkowo stosował metodę, która polegała na tym, że przerywał nie wtedy, gdy nie wiedział, co dalej, ale wtedy, kiedy miał jasną wizję, co dalej. Rano przeglądał więc to, co już napisał i natychmiast zabierał się do pisania tego, co miał już w głowie.
Maya Angelou, afroamerykańska poetka, pisarka i aktywistka poszła o krok dalej. Około szóstej trzydzieści rano pojawiała się w hotelu, w którym wynajmowała pokój. Służył jej jako biuro. Przychodziła do niego rano i wychodziła koło czternastej. W pokoju miała słownik, Biblię, talię kart i krzyżówki. Wszystkie obrazy i ozdoby, które mogły odciągnąć jej uwagę, były usuwane, a pracownicy hotelu nie mogli wchodzić do pokoju.
John Grisham zaczynał karierę pisarską prowadząc pracując jako prawnik. Wstawał o piątej rano, brał prysznic i biegł do biura, które oddalone było od jego domu zaledwie kilka minut. Przy biurku w biurze był więc już o piątej trzydzieści. Jego celem był a jedna strona dziennie. Czasem napisanie jej zajmowało mu kilka minut, zwykle spędzał na pisaniu dwie godziny. Potem zabierał się do pracy adwokata.
Dan Brown wstaje o czwartej rano, wypija zdrowy koktajl, przygotowuje kawę z masłem i olejem kokosowym (!) i zabiera się za pisanie. Pracuje do południa, robiąc sobie raz na godzinę minutowe przerwy, w czasie których ćwiczy.
Wobec tych rannych ptaszków Stephen King wydaje się sową. Zaczyna pracę między ósmą a ósmą trzydzieści. Pije szklankę wody albo filiżankę herbaty, bierze witaminy, włącza ulubioną muzykę i zaczyna pisać.
A co na to nauka? Okazuje się, że ranek to rzeczywiście najlepszy moment na działania związane z kreatywnością. To właśnie rano kora przedczołowa jest najbardziej aktywna. Badania obwodów mózgowych potwierdziły, że aktywność twórcza jest najwyższa w czasie snu i bezpośrednio po nim. Analityczna część mózgu (czyli ta, którą wykorzystujemy do korekty tekstu) staje się aktywna później.
No, dobrze, ale co jeśli ranne wstawanie to dla nas koszmar i tylko spadający na głowę telefon może nas wyrwać z łóżka przed siódmą? Okazuje się, że można nauczyć swój mózg kreatywności i w innych porach, ważne jednak, by pracę związaną z kreatywnością wykonywać zawsze o tej samej porze. Wówczas nasz mózg się do tego przyzwyczai.


