Co
nowego można napisać jeszcze o Agnieszce Osieckiej? Jakich
interpretacji tekstów, które znała i śpiewała cała Polska,
dokonać? Jak bardzo grzebać w prywatności, by napisać coś, co
zszokuje i sprawi, że czytelnicy będą chcieli przejść przez
życie bohaterki jeszcze raz?
Ula Ryciak pisząc „Potarganą w
miłości” nie zdecydowała się, by szokować, nie wywlekała
tego, co nadawałoby się na pierwsze strony tabloidów. Tworząc
biografię Agnieszki Osieckiej zdecydowała się na formę bliższą
ballady. Więcej tu impresji niż dat, więcej pytań, choć autorka
często próbuje swoją bohaterkę tłumaczyć, zrozumieć. W tych
próbach rozszyfrowania emocji Osieckiej czasem posuwa się może zbyt daleko. W przypadku postaci autentycznych, które na kartach
książki przywołujemy, a nie kreujemy, trudno o całkowitą pewność
tego, co rzeczywiście czuły. Biograf w przeciwieństwie do autora
powieści odtwarza, a wejść w psychikę prawdziwego człowieka jest
bardzo trudno, zwłaszcza, gdy przywołujemy go ze wspomnień i
pamiętników. Nigdy nie wiadomo przecież, na ile były prawdą, a
na ile subiektywną interpretacją.
W tej książce najbardziej
spodobał mi się język, sposób, w jaki Ula Ryciak prowadzi swoją
opowieść. Jak opowiadacz, balladzista, który chce zaciekawić
historią, nie przywiązując się szczegółów. Ważniejsze są
emocje, kolory, zapachy. I tylko na koniec nikły cień – alkohol,
utracona wizja szczęśliwej rodziny, opuszczenie przez ojca, matka,
od której nie sposób się było uwolnić. Tę książkę można
było napisać zupełnie inaczej. Ale powstała pełna pasji opowieść
o artystce, która nie przystawała do socjalistycznej
rzeczywistości, nie lubiła wczesnego wstawania, dyskusji o sztuce,
energicznych pań, mody i ciepłego piwa. I ten zachwyt autorki nad
bohaterką najbardziej uwodzi czytelnika.
nowego można napisać jeszcze o Agnieszce Osieckiej? Jakich
interpretacji tekstów, które znała i śpiewała cała Polska,
dokonać? Jak bardzo grzebać w prywatności, by napisać coś, co
zszokuje i sprawi, że czytelnicy będą chcieli przejść przez
życie bohaterki jeszcze raz?
Ula Ryciak pisząc „Potarganą w
miłości” nie zdecydowała się, by szokować, nie wywlekała
tego, co nadawałoby się na pierwsze strony tabloidów. Tworząc
biografię Agnieszki Osieckiej zdecydowała się na formę bliższą
ballady. Więcej tu impresji niż dat, więcej pytań, choć autorka
często próbuje swoją bohaterkę tłumaczyć, zrozumieć. W tych
próbach rozszyfrowania emocji Osieckiej czasem posuwa się może zbyt daleko. W przypadku postaci autentycznych, które na kartach
książki przywołujemy, a nie kreujemy, trudno o całkowitą pewność
tego, co rzeczywiście czuły. Biograf w przeciwieństwie do autora
powieści odtwarza, a wejść w psychikę prawdziwego człowieka jest
bardzo trudno, zwłaszcza, gdy przywołujemy go ze wspomnień i
pamiętników. Nigdy nie wiadomo przecież, na ile były prawdą, a
na ile subiektywną interpretacją.
W tej książce najbardziej
spodobał mi się język, sposób, w jaki Ula Ryciak prowadzi swoją
opowieść. Jak opowiadacz, balladzista, który chce zaciekawić
historią, nie przywiązując się szczegółów. Ważniejsze są
emocje, kolory, zapachy. I tylko na koniec nikły cień – alkohol,
utracona wizja szczęśliwej rodziny, opuszczenie przez ojca, matka,
od której nie sposób się było uwolnić. Tę książkę można
było napisać zupełnie inaczej. Ale powstała pełna pasji opowieść
o artystce, która nie przystawała do socjalistycznej
rzeczywistości, nie lubiła wczesnego wstawania, dyskusji o sztuce,
energicznych pań, mody i ciepłego piwa. I ten zachwyt autorki nad
bohaterką najbardziej uwodzi czytelnika.