Upał za oknem jakby trochę zelżał, ale pogoda ciągle daje się we znaki. Mam wrażenie, że po tylu dniach przy tej temperaturze męczy nawet ruch, który trzeba wykonać, by przewrócić kartkę w książce, a myślenie to już naprawdę boli, pomyślałam więc, że może dobrym pomysłem jest film? Właśnie film chciałabym polecić, ale przy okazji i po książkę siegnąć, bo nie znając filmu, obraz książki nie będzie pełny.
Teresa Tuszyńska – to nazwisko pewnie nie każdemu od razu przynosi odpowiednie skojarzenia. Według mnie zmarnowana szansa wielkiej kariery, strata dla polskiego kina, które nie wykorzystało w pełni jej potencjału, ale jak wynika z biografii autorstwa Mirosława J.Nowika, sporo było w tym winy samej aktorki.
Miała szesnaście lat, kiedy wygrała konkurs „Film szuka młodych aktorek”. Nic w tym jednak dziwnego, bo była naprawdę piękna, poza tym miała w sobie tajemnicę, która sprawiała, że samym pojawieniem się na ekranie skupiała na sobie uwagę. Złośliwi twierdzili, że całą aktorską pracę w najsłynniejszym filmie z jej udziałem – „Do widzenia, do jutra” (tu dochodzimy do filmu, który w to upalne lato polecam) – wykonała żona Zygmunta Kałużyńskiego, Amerykanka Eleonora Griswold, to jej głosem w filmie Janusza Morgensterna mówiła bowiem Margueritte. I trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że sposób, w jaki to robiła, miał wielki wpływ na całość roli. Ale to Tuszyńska pojawiła się na ekranie i to ona była jego gwiazdą, choć grała z samym Zbyszkiem Cybulskim.
Podobno Tetetką nazwał ją Kazimierz Kutz, u którego zagrała w filmie „Tarpany”. W początkach kariery była modelką Mody Polskiej, ulubienicą jej dyrektorki i dyktatorki Jadwigi Grabowskiej. Miała propozycje występów we Francji, ale nie była nimi zainteresowana. W ogóle sposób, w jaki podchodziła do swojej kariery, dziś pewnie zdziwiłby niejedną gwiazdę. Była niefrasobliwa i lekko brała swoje życie. Miała do niego i do siebie duży dystans. Niestety, czasy były zupełnie inne i nikt nie zajął się jej karierą, nie zadbał, by rozwijała się w sposób, na jaki Tuszyńska zasługiwała. Niestety też, Tetetka lubiła zabawę, a ta była związana z piciem, coraz większym i coraz bardziej anektującym jej życie. I właściwie nikt nie zauważył, kiedy Tuszyńska zniknęła. Zmarła w zapomnieniu w 1997 roku.
Szkoda, że w biografii Tuszyńskiej ten nieznany fragment jej życia ogranicza się do kilku zdań, kilku uwag, które świadczą przecież, że autor szukał, grzebał, spotykał się z ludźmi, którzy mogli powiedzieć o nim więcej. Odniosłam trochę wrażenie, że nie wszystkie tropy zostały wykorzystane. A może po prostu ta historia była zbyt smutna…
Polecam bardzo książkę, ale razem z filmem – jeśli ktoś nie widział obrazu „Do widzenia, do jutra”, lato to świetny moment, by nadrobić zaległość. Film uwielbiam od pierwszego obejrzenia, zwłaszcza, że akcja dzieje się w Trójmieście. Przełom lat 50-tych i 60-tych, sopockie korty, galeria BWA koło molo (już nie istnieje), studencki Teatrzyk Rąk (nie Bim-Bom, jak się często uważa, łącząc z postacią Cybulskiego), tyły ówczesnego kina Leningrad i Motława, nad którą Jacek po raz pierwszy spotyka Margueritte… W sam raz na upał!

Nie wiem ile razy ogladalam ten film. Ale za kazdym, kolejnym razem ogladam z takim samym zainteresowaniem i zachwytem. Niesamowite, ze historia filmu sprzed ponad 50 lat, moze byc tak wspolczesna. I tyle wspanialych osobowosci polskiego filmu. Na ekranie i wsrod tworcow filmu. Niesamowite jest to, ze wielu z nich nie bylo dane tworzyc przez dlugie lata. Moze tym bardziej cenny jest ich dorobek.
Przeczytalam chyba wszystko, co jest dostepne w sieci o Teresie Tuszynskiej. Ale rzeczywiscie jest niewiele informacji.
Ciekawe, jak by wygladala jej kariera aktorska.
Przyszla mi na mysl Elzbieta Czyzewska, ktora zadebiutowala w filmie w tym samym czasaie, Zagrala w wielu filmach, ale tez moim zdaniem nie wykorzystala swojego talentu. Ale to juz przeciez calkiem inna historia.
I tak pani Izo nic z moich planow, ze dzis to juz z cala pewnoscia pojde spac przed polnoca…
Teraz "Do widzenia do jutra" … I moze jutro sie wyspie 🙂
:))) Polecam też książkę, choć pewnie już Pani o Teresie Tuszyńskiej wie wszystko. Ciekawe są wspomnienia ludzi, którzy ją znali i pracowali. A Elżbieta Czyżewska? Inna historia, więcej szans wykorzystanych, ale jej wyjazd był dużą stratą. Uwielbiam film "Giuseppe w Warszawie" z jej udziałem.